Azaeir

brak zdjęcia

Serrit

brak zdjęcia

Radagast

brak zdjęcia

Caed

brak zdjęcia

Minstrelowska przypowieść

Siedziałem wtedy w jednej z Rotae’h’skich karczm. Powiadam Ci, że nigdy wcześniej w życiu nie widziałem takiego zbiorowiska brutali, śmierdzieli, idiotów i pijaków. Nawet karczmarz wyglądał, jakby dopiero co z wojny wrócił! Powiesz mi, że tak jest w każdej tawernie? A ja ci odpowiem, że masz rację! Ale jedna, jedna a właściwie cztery rzeczy wyróżniały tą jedną! Czterech chłopów, którzy na pierwszy rzut oka też nie wyróżniali się niczym specjalnym.

Pierwszy, należący do tak zwanych brutali. Nie wiem, czy był już pijany czy nie trzeźwy. Ale tak napierdalał swoim mieczem na lewo i prawo, że niemal nie przeciął swoich kompanów i całego budynku na pół! Może nie był szczególnej postury, ale pewność, z jaką trzymał miecz.. I te włosy, które przefarbował na biel i czerń chyba tylko po to, żeby wzbudzać brakujący mu respekt. Mówię Ci, że na jego widok nawet moja teściowa by się przestraszyła! Rzekłbym, że nie miał mózgu za grosz.. Ale gdy zauważyłem, że bije tylko tych, co zbliżają się do jego półżywych przyjaciół pomyślałem, że takiego skurwiela chciałbym mieć za swoimi plecami. Wyglądało, jakby myślał, że walczy z hordą demonów. Prawda jednak jest taka, że były to tylko niespełna rozumu legiony zawadiaków.

Obok niego był podpierający się na łuku elf z kasty śmierdzieli. Dlaczego akurat śmierdzieli pytasz? Bo jebał tak, jakby przez większość życia nie wychodził z lasu! Założę się, że miast wody do mycia używał wina, albo lepiej – spirytusu! Ale co by nie powiedzieć.. chlał, chlał i od czasu do czasu wychodził także lać. Niby można by pomyśleć, że weteran z twardą głową. Ale powiedz mi ty jedno. Jaki, największy nawet Mornhardzki alkoholik potrafiłby jednym ruchem kciuka podrzucić łuk, usztywnić go stopami i naciągnąć cięciwę zębami, po czym strzelić idealnym torem w ścianę obok karczmarza? No dobra, pewnie znalazłoby się takich paru. Tylko który zdążyłby w tym czasie wydziergać na strzale napis „Agil, wina potrzeba!”?

Nawet to nie zrobiło na tobie wrażenia? A słyszałeś kiedyś o idiocie który tańczył z mieczami, jakby była to grupa utalentowanych kurtyzan? W jednym momencie stanął na stolę, wyciągnął dwie szpady – jedna była tak licha, że chyba ułamał ją otwierając korek od wina. Później, to ja tylko siedziałem w koncie i obserwowałem najbardziej wykurwakwintny pokaz baletu w swoim życiu. No przyrzekam na grób swojej babci, że widziałem, jak chlał więcej, niżeli pomieściłoby wschodnie jezioro! Ale czy to robiło na nim wrażenie? Nie! Przekładał stopy, kręcił mieczami, żonglował kuflami, skakał i wywijał się, jakby w ogóle kości nie miał! Oczywiście później skończył zalewając swój chyba ukradziony, szlachecki strój wszystkimi rodzajami alkoholu. Na jego szczęście, brutal wciąż był w okolicy.

No i został ostatni, którego nazwałbym zwykle pijakiem. Ale niech mnie bogowie pokurwią, nie wiem, czy bym nie skłamał. Powiedziałem Ci, ile tamci pili? To teraz wyobraź sobie człowieka, który zdołał wychlać dwa razy więcej niż oni razem, a w przerwach od dostaw karczmarek jeszcze popalał ze swojej drewnianej fajury. A szczycił się nią i swoim degustatorskim talentem tak długo, że aż mu nie uwierzyłem, że jego wybór tytoniu jest najlepszy! Liczyłem, że w końcu opadnie z sił i skończy jak poprzednik. Srogo się myliłem, bo na koniec dnia wyszedł z karczmy, jakby właśnie opuszczał wytrzeźwiałke! O tym, że kroczył bajecznie ślizgając się na lodzie nawet nie będę dopominał. Nikt by mi nie uwierzył, że to nie jest metafora.

Ale wiesz, co było w tym wszystkim najdziwniejsze? Po tym, jak z karczmy wyszło niemal całe piwo i wino, karczmarz podszedł do nich. Byłem pewien, że każe im wypierdalać i nigdy tu nie wracać. Też bym tak zrobił, gdybym zauważył, że banda pojebów niemal zniszczyła mi przybytek. Miast tego tylko podał tym żywym jeszcze rękę, a resztę pomógł wynieść. Z ciekawości podszedłem do właściciela i spytałem się go „Panie, co jest? Niemal zrujnowali Ci interes, a ty jeszcze pomagasz im się pozbierać?”. Karczmarz zmrużył oczy, wziął głęboki oddech i.. zaczął się dziko śmiać! Stałem jak kołek czekając na odpowiedź. A musiałem czekać długo, bo nie przerywał śmiechu przez dobrą chwilę! Kiedy w końcu się uspokoił, wyjaśnił mi wszystko. „Nie jesteś pierwszym, który się mnie o to pyta, tak samo jak pewnie nie ostatnim. Powiadam Ci, że na początku chciałem nawet przybić na drzwiach napis z nakazem ich wypierdalania. Ale powiem Ci jedno..”. W tym momencie powiedział dokładnie to, co ja opowiedziałem tobie. Następnie dodał jeszcze jedną sentencją, „Niech mnie psy pogrzebią, ale zaklinam się, że oni nie są zwykłymi ludźmi. Prowadzę tą karczmę od kilkudziesięciu lat i oni byli pierwszymi, którzy udowodnili mi, że alkohol da się pokonać. Powiadam Ci, dopiero wtedy uwierzyłem, że wybrańcy istnieją!”. Nie wiem, czy on tylko żartował z ostatnim zdaniem, czy mówił poważnie. Jednego jestem jednak pewien. Jeśli kiedyś ich ponownie spotkam.. to poproszę o wspólny kufel!